Alina Lewicka-Strzok
Jestem filologiem i
bibliotekarzem. Od 30 lat pracuję w
Filii nr 29 Miejskiej Biblioteki Publicznej w Lublinie - początkowo
prowadząc oddział dla dzieci, od 2003 roku jako kierownik placówki. Biblioteka
to nie tylko świadomie tworzony księgozbiór, lecz i miejsce spotkań. W cyklu spotkań i wystaw „Okno na Francję” pomyślanym
jako panorama jej historii, kultury, zabytków i krajobrazów jako materiał
ilustracyjny wykorzystuję fotografie z podróży.
Aparat jest moim notatnikiem w drodze. Narzędziem szybkim i posłusznym, choć nie zawsze zdolnym zapisać obraz i emocje. Dawniej prowadziłam dzienniki, teraz coraz częściej narrację powierzam obrazowi.
Fotografia bywa wymówką: „Może kiedyś” ciągle powraca, gdy patrząc na zegarek i mapę, rzucając okiem na krajobrazy i drogowskazy, pstrykając kolejne zdjęcia – błogosławione niech będą cyfrówki! - gnamy przed siebie w nadziei, że przed zmierzchem znajdziemy niedrogi motel.
Podróżowanie po obcych krajach ma w sobie coś z dzieciństwa. Świat dany jest nam we fragmencie, niepełny. Nie rozumiemy go do końca.
To, co we Francji uderza przybysza z naszej części Europy, to troska
o krajobraz kulturowy. Nikomu nie przychodzi tu do głowy, by zbudować
w zabytkowym mieście coś, co nie harmonizowałoby z okoliczną zabudową. Szczególnie prowincja, nawet zaniedbana, zachowuje swój charakter.
o krajobraz kulturowy. Nikomu nie przychodzi tu do głowy, by zbudować
w zabytkowym mieście coś, co nie harmonizowałoby z okoliczną zabudową. Szczególnie prowincja, nawet zaniedbana, zachowuje swój charakter.
Nie ma jednej Francji, choć jednocześnie jest: duma narodowa Francuzów i ich absolutne poczucie własnej wartości, a także wartości własnej kultury. Wspólne przekonanie o potrzebie ochrony własnego dziedzictwa kulturowego, wliczając w to język, architekturę, obyczaje, kuchnię i wina…
Blask kamienia
Zawsze lubiłam kościoły romańskie. Nie przemawiała do mnie ekspresyjność gotyku i nieskrywana pycha wielkich katedr. Wymarzonym miejscem modlitwy i kontemplacji był kościół nie przytłaczający, lecz przyjmujący, otwarty. Kościół o pustych ścianach, łagodnych formach, stłumionym świetle. Zapewniający ciszę i pustkę.
„Romański kościół funkcjonalnością swojego kamiennego ciała, naturalną proporcją jego członów, zdaje się być bardziej od innych tworów architektury żywym, wrosłym w swoje środowisko organizmem”- pisze Olędzka-Frybesowa. Nie dominujący nad otoczeniem, lecz z niego wyrastający, zbudowany z kamienia dostępnego w najbliższej okolicy, przez miejscowych budowniczych. Tworzony przez wiele lat, niekonsekwentnie, czasem ukryty pod późniejszymi warstwami. Kościół obronny, będący miejscem ucieczki w razie zagrożenia. Mała kaplica na wzgórzu wśród lasów. „Najpiękniejsze kościoły romańskie mają w sobie coś tak prostego i naturalnego, że budzą, chciałoby się powiedzieć, westchnienie ulgi”.
W romańskiej Francji, jak w pudełku czekoladek z luksusowej chocolatier znajdziemy i ozdobne, nadziewane wykwintnym kremem, i ekstrawaganckie, łączące w sobie zaskakujące smaki, i zwodnicze w swojej skromności, jak gorzka czekolada z miętą... Nie umiem przestać się nimi delektować, tak jak nie mam ochoty rezygnować z wędrówek śladami romańskich kościołów. Nie tylko tych najbardziej znanych, opisanych po wielekroć przez historyków sztuki i autorów przewodników - bo przecież czekają jeszcze i Moïssac, i Saint-Martin-du-Canigou, i Conques… - lecz, może przede wszystkim, tych maleńkich, opuszczonych, czasem zaniedbanych, których puste mury mają w sobie moc przyciągania. Jak maleńki kościółek Saint-Martial w Sewenach, jak ten w burgundzkim Chateauneuf, gdzie pod spękanym sklepieniem gnieżdżą się kopciuszki, jak Eglise de Perse z różowego kamienia na cmentarzu w Espalion, z figurami apostołów na tympanonie, czy także różowy, o prostej dzwonnicy, z arkadowymi blendami na zewnętrznych murach Saint-Pierre w zagubionym wśród wzgórz Bessuejouls.
Gdyby we Francji pozostały tylko zabytki romańskie, i tak życie byłoby za krótkie…
Alina Lewicka-Strzok
prace
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz